Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Manifestacje na Placu Zamkowym i pod PKiN. Dwa głosy w sprawie imigranów

Dariusz Grzędziński/Marcin Dobski AIP
Manifestacja na Placu Zamkowym oraz pod PKiN. Dwa głosy w sprawie imigranów
Manifestacja na Placu Zamkowym oraz pod PKiN. Dwa głosy w sprawie imigranów Grzegorz Jakubowski
Kilkaset osób związanych z organizacjami narodowymi manifestowało na warszawskiej starówce, 25 lipca, swój sprzeciw wobec przyjmowania przez Polskę imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. W tym samym czasie w pobliżu Sali Kongresowej powiewały przy mocnym wietrze chorągiewki z napisem "Imigranci - witajcie w Polsce". W pobliżu Pałacu Kultury odbył się także happening zorganizowany przez ludzi przychylnym uchodźcom z Syrii.

Członków m.in. Młodzieży Wszechpolskiej, Ruchu Narodowego, Obozu Narodowo-Radykalnego czy Obozu Wielkiej Polski nie odstraszył doskwierający upał ani przedłużające się opóźnienie. Rzekomymi powodami poślizgu były wydłużone kontrole dokumentów i większa niż zwykle skrupulatność policji. Zaplanowana pierwotnie na godzinę 15.00 manifestacja, rozpoczęła się ponad godzinę później.

Najwytrwalsi, mimo niekorzystnej pogody, zostali by w sile kilkuset osób wyrazić swoje obawy i zamanifestować niechęć wobec obcych. Wyposażeni we flagi, banery, patriotyczne emblematy, niektórzy wyraźnie związani ze środowiskiem kibicowskim. Wznosili hasła: "Polski nie stać na uchodźców" czy "chcemy repatrianta, nie imigranta". - Chcemy wyrazić sprzeciw wobec bezmyślnej decyzji rządu, za sprawą której mamy przyjąć grupę pierwszych 2000 uchodźców z Afryki – mówił były poseł Artur Zawisza, obecnie związany z Ruchem Narodowym. Pytany, czy nie powinniśmy ze zrozumieniem potraktować zmierzających do naszego kraju chrześcijańskich uchodźców, Artur Zawisza kwestionował możliwość asymilacji przybyszów, na przykładzie zachodnioeuropejskim. - Główny nurt emigracji w Niemczech, Francji czy Anglii to w żadnym razie nie jest emigracja chrześcijańska. To obcy kulturowo, naruszający tkankę społeczną, powodujący konflikt cywilizacyjny, często zarażeni wirusem islamistycznego terroryzmu ludzie. Realnie grupa chrześcijan z Bliskiego Wschodu jest bardzo wąska – wyliczał Zawisza.

Wśród uczestników wydarzenia prawdziwą furorę robił niedawny kandydat na prezydenta, Marian Kowalski. Narodowiec w rozmowie z AIP sugerował drugie dno przyjęcia do Polski uchodźców. - Jestem przekonany, że decyzja o ich przyjeździe to wynik dziwnych namów lub nawet łapówki. Ludzie z Bliskiego Wschodu chcą uciekać do krajów "starej Unii", nie do Polski. Wynika z tego, że w Polsce będą przetrzymywani wbrew swojej woli - tłumaczył. Odniósł się też do wciąż nierozwiązanego problemu naszych rodaków pozostałych w republikach byłego Związku Radzieckiego. Mówił m.in. o segregacji rasowej w Turkmenistanie, gdzie biali obywatele mają ulegać dyskryminacji. Kowalski skomentował również sytuację za naszą wschodnią granicą. - Wciąż mamy wielu Polaków, choćby na Ukrainie. Tamtejszy rząd nie wykonuje żadnych znaczących gestów wobec nich, wręcz przeciwnie. Za wielu młodych Ukraińców, zamiast bronić swojej ojczyzny, ucieka do Polski. Rzekomo na studia, płatne z kieszeni polskiego podatnika - negatywnie ocenił niedoszły prezydent.

Zebrani na Placu Zamkowym kilka razy podkreślali, że powód dla którego zorganizowano wydarzenie to być może ostania kwestia, w której Polacy są tak jednomyślni. Wg różnych sondaży, nawet 90% badanych nie zgadza się na przyjazd uchodźców do Polski. Podobne pikiety odbyły się w sobotę we wszystkich miastach wojewódzkich.

Kilka kilometrów dalej w Warszawie odbywało się zgromadzenie ludzi przychylnych imigrantom.
Manifestacja przyciągnęła dużą grupę ludzi, zarówno Polaków, jak i tych, którzy przyjechali do naszego kraju już dawno. Jedną z takich osób jest Abdulcadir Gabeire Farah, prezes fundacji Dla Somalii. Do Polski przyjechał w 1989 roku, kilkanaście miesięcy po tym w jego dawnej ojczyźnie wybuchła wojna domowa. Dawnej, bo jak mówi, czuje się Polakiem. - W czasach II wojny światowej Polacy też uciekali do innych krajów. Potrzebowaliśmy wtedy pomocy, dzisiaj oni jej potrzebują - mówił pierwszy Afrykanin, któremu przyznano nad Wisłą status uchodźcy. - Polska przecież słynie z gościnności - zaznaczył.

To było jedno z kilku wystąpień tego popołudnia. List przysłała Małgorzata Fuszara, która w rządzie Ewy Kopacz jest pełnomocnikiem do spraw równego traktowania, a która nie mogła pojawić się osobiście. - Uchodźcą nie zostaje się z wyboru, tylko z konieczności - brzmiał fragment odczytanej wiadomości.
Wydarzenie było skierowane przede wszystkim do Polaków, którzy z dystansem, lub po prostu z niechęcią, podchodzą do przyjęcia imigrantów z Syrii, a co jest naszym obowiązkiem, poprzez umowę z Unią Europejską. Równolegle bowiem, na pl. Zamkowym, toczyła się manifestacja antyimigrancka, którą zorganizowały środowiska prawicowe, m.in. Ruch Narodowy i Obóz Radykalno-Narodowy.

Manifestacja specjalnie została zaplanowana w okolicach Dworca Centralnego, bo często tu wysiadają odwiedzający nasz kraj obcokrajowcy. Całość była zorganizowana z pomysłem - był przygotowany na tę okazję ogromny bochenek chleba, który nawiązywał do polskiej tradycji witania gości chlebem i solą. Każdy z zebranych mógł się poczęstować kawałkiem, ale zanim to nastąpiło, ci którzy chcieli, dostali specjalne kartki z nazwiskami Syryjczyków. To kolejny symbol, który nawiązuje do kartek, które można spotkać na lotniskach, gdy oczekujący chcą żeby w tłumie wypatrzył ich pasażer samolotu.
To nie koniec. Na hasło organizatorów wszyscy odwrócili się w stronę dworca trzymając kartki, a drugą częścią happeningu była inscenizacja. Od strony dworca w kierunku Sali Kongresowej szła grupa osób, po bokach powiewały przymocowane do rowerów żagle, w środku ludzie trzymali poziomo, nad głowami, krótkie drabinki, a po nich "wspinała się" się dziewczyna. - Scenka miała symbolizować pomoc. Gdy kończyła się droga, reszta pomagała żeby osoba mogła dalej iść - wyjaśniała Agencji Informacyjnej Polska Press (AIP) Alicja Borkowska, jedna z organizatorek manifestacji i reżyserka pokazu.
- Syryjczycy chcieli zostać w ojczyźnie, ale przez bombardowanie zostali zmuszeni do wyjazdu - mówił w czasie inscenizacji Samer Masri, Polak urodzony w Syrii, który działa w fundacji Wolna Syria. - My Polacy będziemy tylko sobie pomagać, a inni niech nam pomagają, tak? Nie powinno tak być - mówił Masri, który uważa się za stuprocentowego Polaka, choć tylko jego matka jest Polką.

Organizatorka, która prowadzi warsztaty teatralne, w których biorą udział zarówno Polacy, jak i imigranci, twierdzi, że zna wiele osób, którzy podchodzą z sympatią i zrozumieniem do przyjęcia uchodźców. - Nie możemy generalizować. Znam wiele osób, które akceptują inności - mówi AIP Borkowska. - Ta niechęć według mnie wynika głównie z niewiedzy. Uchodźcy i imigranci zarobkowi to dwie różne grupy, ale nie każdy to wie - dodaje.
Wnioski, które płyną są zarzutami wobec państwa. - Powinniśmy inwestować w informowanie, tak żeby ludzie się oswajali z takimi tematami jak inność, różnorodność religii, a także gdzie na świecie toczą się wojny, jest niebezpiecznie i skąd ludzie muszą uciekać. Na razie tego nie ma - kończy Borkowska.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto